Na początku...

Na początku...

Miejsce akcji: wielkomiejska aglomeracja. nowo otwarty bar mleczny.
Czas akcji: czwartkowe popołudnie. za oknem piękna pogoda.
Tło: stolik przy oknie z widokiem na przystanek tramwajowy i przechodniów. idealny punkt obserwacyjny miejskiego pośpiechu.

Na początku... było słowo.
Słowo rzekło się między posiłkami.
Przystawka, klasyk zupa pomidorowa, typ krem. Jak to bywa z klasykami mamy wobec nich największe wymagania. Wiadomo, mamusina zupa najlepsza, ale jak czasem człowieka przydusi i jada na mieście to
z tęsknoty sięgnie po to co najlepiej znane i jak bozia łaskawa nie pożałuje swojego wyboru. Tym razem pozycja nie zawiodła.
Akt drugi 9 sztuk pierogów o zasłużonych rozmiarach ze szpinakiem w postaci liści i fetą nadającą potrawie przyjemnej słoności. W tle słychać gwar tłoczącej się szarej ludzkiej masy oczekujących do kasy. Prawa wszędobylskiego marketingu robią swoje lokal pęka w szwank dzięki afiszowi 50% na wszystko z menu.
Mamusia zawsze powtarzała, że przy stole z pełną buzią nie wypada, więc przeżuwając kolejnego pieroga ogarniamy wzrokiem wystrój.
Wcześniej, drepcząc na uczelnię, podziwiałam świecący pustkami obiecujący wielkie możliwości lokal, który z roku na rok pokrywała kolejna warstwa kurzu. Nagle okryty płachtami zapowiadał nadchodzące zmiany. Wnętrze urządzone w nowoczesnym stylu, przeważają jasne barwy oraz motyw przewodni krowa, nawiązujący do wdzięcznej nazwy baru Mleczarnia.
Popijając kompot padły słowa, które zapoczątkowały ideę.
- Tusia, dlaczego nie?! Zrób to!!!

Tunia zebrała się w sobie i postanowiła podzielić się tym co najlepsze, czyli wiedzą jak przeżyć w wielkim mieście :-)
Mój przewodnik jest dla przybywających, włóczykijów turystów, ale również tych, którzy na nowo pragną odkryć swoje miasto. Miasto, które choć wielu odstrasza swoją pozorną brzydotą, nadmiernym pośpiechem, ma wiele do zaoferowania, tylko trzeba wiedzieć gdzie szukać.
Zapraszam na wspólną podróż po Warszawie i nie tylko :-)
Tunia.



Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger