Muza

Muza



 Czasami robimy coś instynktownie, słuchając wewnętrznego głosu. Rygorystycznie realizując swoje postanowienie wybrałam się znowu do biblioteki. Tym razem odbyło się bez przygód. Pracowałam w ciszy, w pocie czoła. Nie byłabym sobą gdybym nie skorzystała z okazji i nie zajrzała do księgarni. Tym razem rozgrzeszam się poszukiwaniem prezentu dla przyjaciela. Inspiracji do bloga szukam wszędzie. Każdy drobiazg może posłużyć za temat. Wszystko może posłużyć nam za temat, tylko od nas zależy jak to wykorzystamy. Tym razem z pełną premedytacją zatrzymałam się w holu biblioteki, żeby podziwiać wystawę aktorów Teatru Polskiego. Nie wiem dlaczego, ale najbardziej przykuwający uwagę był portret Niny Andrycz.
Czasem coś nas kieruje w czyjąś stronę... czasem coś podpowiada, nie lekceważmy tego głosu. Słuchajmy siebie.





Most beton

Most beton








Na prawo most, na lewo most, a środkiem Wisła płynie... Chociaż Warszawa nie może pochwalić się największą ilością mostów w Polsce, to każdy z nich jest wyjątkowy. Najbliższy memu sercu jest Gdański, za to Poniatowski zawładną moim żołądkiem, a wiadomo przez żołądek do serca :-)
Jaka jest różnica między samobójcą a blondynką?
Kiedy człowieka życie sponiewiera idzie na most z wiadrem z betonem i po sprawie. Kiedy życie sponiewiera blondynkę idzie pod most - NA CHIŃCZYKA!!!
Wierząc ślepemu losowi wybiera na chybił trafił pozycję z karty i z każdym kęsem odchodzą w niepamięć troski. Blondynka nie byłaby sobą, gdyby nie poprzewracała oczami - połączenie grafik Siudmaka ze wschodnimi akcentami daje lekko schizofreniczne wrażenie, ale jedzenie rekompensuje wszystko. Przecudaczny jest telewizor za szklaną ścianą. Nieustanny ruch w lokalu, nie wspominając o przewadze stróżów prawa, jest najlepszą rekomendacją. Cudakiem numer dwa jest schabowy, gdyby komuś zbrzydła wietnamska kuchnia.

"BONG SEN"
ul. Solec 34 A


Gęś Zielona

Gęś Zielona





Wyobraźcie sobie atak śmiechu w blond wydaniu po pytaniu - dlaczego nie przyznajesz gwiazdek jak Michelin?
Po ostatniej, lekko traumatycznej wyprawie na miasto, w trakcie randki z Lwem złapałam się na kalkulacji: ile bym przyznała? Niestety nie wiem czy starczyłoby na ćwiartkę... gwiazdeczki. Po pierwsze przesiedziałam spotkanie w futrze. Po drugie kawa wyśmienita, jak wszystko co podwyższy temperaturę ciała. Miła dla ucha oprawa muzyczna plus lokalizacja daje ledwo ćwiartkę, ale... zaglądając z ciekawości do karty zbladłam ostatecznie na myśl, że nie najadłabym się, za to uszczupliłabym swój portfel na dobre. Nie lubię, ale muszę... nie polecam polowania na zieloną gęś, nawet w blond wydaniu.



http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html

Pojemność 2400

Pojemność 2400




Mówią na mieście, że Polak potrafi, ale tym razem to nie my się chwalimy pomysłowością. Przy okazji dotleniania mózgu, zakupów w biegu, bo czas goni, a impreza tuż tuż, omal nie wpadłam. Na szczęście tylko na ścianę :-) Oczywiście z wrażenia, jakżeby inaczej. Cieszę się, że Warszawa coraz częściej staje się przestrzenią interaktywną. Sztuka wychodzi nie tylko na ulicę, ale przede wszystkim do ludzi. Warszawiacy znani są z życia w ciągłym pośpiechu, a tak przynajmniej od czasu do czasu coś przykuwa naszą uwagę, nawet jak grozi to siniakiem na czole. Przez chwilę czujemy się jak wyrośnięte dzieciaki co to przykleiły się do wystawy sklepowej i podziwiają nową zabawkę. W powietrzu słychać same och i ach, któremu wtóruje wow!  i odgłos robionych zdjęć.


http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html
Uciekające kurczaki

Uciekające kurczaki

Każdy z nas ma jakieś grzeszki na sumieniu. Moimi grzeszkami są wyprawy do restauracji typu fast food. Mądrzejsi ode mnie biją na alarm, nawołując do omijania szerokim łukiem tego rodzaju miejsc. Co z tego, że jesteśmy świadomi czającego się za rogiem zła. Znamy jego oblicze Super Size Me
i tak nie powstrzymamy fal mas przewijających się w restauracjach typ uciekający kurczak czy buła na wynos. Jesteśmy ludźmi i mamy wolny wybór :-) Tego się trzymajmy. Uciekający kurczak ratuje w srogich warunkach zimowych przed odmrożeniem sobie kończyn, niekończąca się dolewka jest urocza, oczyszcza nerki, a na kacu każdy fast food wydaje się daniem serwowanym w najlepszej 5 gwiazdkowej knajpie. Dlatego niech nie zżerają nas wyrzuty sumienia. Za tydzień wybierzemy się do wegańskiej knajpy - w ramach pokuty.   




http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html


KROPKA RELAKS

KROPKA RELAKS



Kto powiedział, że należy chadzać na kawę tylko do tych miejsc, gdzie mówią, że nie wypada się nie pokazać??? Dlaczego mamy być jak szara masa, która podąża za trendami. Dlaczego nie poszukamy przytulnych miejsc tam gdzie nikt by się ich nie spodziewał? Przecież to zabawniejsze, a chodzenie po utartych ścieżkach nie jest dla nas :-)
A przynajmniej dla mnie. Zawsze chodziłam swoimi ścieżkami.
Miejscem, które skradło mi serce i do którego zawsze wracam jest Ochota. Gdybym miała wybierać dzielnicę w której miałabym zamieszkać to tylko ta. Może kiedyś to burmistrz dzielnicy przeczyta i załatwi mi jakieś lokum za zasługi i promowanie miasta :-))) No co, pomarzyć dobra rzecz - jeszcze nikomu nie zaszkodziło :-)))  A póki co wracamy bardziej przyziemnych spraw. Człowiek strudzony, którego w dzień wolny ganiają po szkoleniach domaga się tylko jednego - porządnej ilości kawy :-))) Jeśli takowej nie dostanie cierpi niemiłosierne katusze, wysiedzieć na miejscu nie może, wierci się jakby miał robaki, nie wspominając już o koncentracji. Kiedy poczuje się jak wolny ptak gna na poszukiwanie dawki kofeiny. Nie chcąc tracić drogocennego czasu, wiadomo czas to pieniądz, idziemy tam, gdzie innym by nawet do głowy nie przyszło, żeby się wybrać. BIEDRONKA :-))) Teraz to dopiero zbaraniejcie, ale bez obawy o swój stan psychiczny, nie macie przewidzeń! Biedronka na Korotyńskiego może was zaskoczyć :-) W jej sąsiedztwie znajduje się urokliwa, dzięki pracującym tam paniom kawiarenka Kropka Relaks Czas dla Ciebie :-) Polecam Mocha XXL - latte z podwójnym espresso otulone pierzynką bitej śmietany z polewą czekoladową i posypką to gwarantowany uśmiech. Do tego można przekąsić coś na ciepło - kanapki, hot-dogi oraz ciasta, jak to w sieciówkach. Jedynym mankamentem lokalu jest przejściowość lokalizacji co przy obecnych warunkach pogodowych zmusza nas do narażania się na powiewy lodowatego zimna napływającego za każdym wejściem kogoś do pasażu, ale i tak warto.
Korotyńskiego 23

http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html
Przy okazji Art Cafe

Przy okazji Art Cafe



Czasami zdarza się, że okrywamy coś przy okazji czegoś. Tak było z Art Cafe. Przy okazji spotkania mogłam poznać nowe miejsce na mapie gastronomicznej Warszawy. Nie bywałe spotkanie. Przyznać muszę, że po raz pierwszy jestem zmieszana. Jeszcze żaden lokal nie namieszał tak w moim życiu, tym razem to nie zasługa mężczyzny. Spróbowałam nowości kulinarnej - kisz - wersja drobiowa - pychota. Chociaż jak dla mnie za mała porcja, ale ja lubię dobrze zjeść. Czekolada nie za gęsta, wersja lepsza niż te rodem z torebki w proszku. Zupa krem niezła w smaku, ale nie do końca trzymająca konsystencję kremu. Ogólnie nieźle, ale... właśnie pobrzmiewa to przeklęte ALE.
Wnętrze estetyczne, przeważający minimalizm. W tle przyjemne dla ucha utwory, ale stanowczo za głośno, zwłaszcza dla tych co przyszli pokonwersować. Zdecydowanie za zimno chyba, że mamy do czynienia z nowym chwytem marketingowym - dogrzewasz się zakupem kolejnych ciepłych napojów. Wszystko byłoby do przeżycia, gdyby nie gwóźdź na od chodnego - drepcząca wąsata niespodzianka po ścianie. Pozostał niesmak. Gdybym miała przyznawać gwiazdki ledwo starczyłoby na połówkę, a szkoda, ponieważ zapowiadało się całkiem przyjemnie.
Mickiewicza 2




http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html
Nadgryzione jabłko

Nadgryzione jabłko


Większość z nas nie pamięta czasów kiedy Warszawa uchodziła za drugie najpiękniejsze miasto w Europie. Piękno tamtych czasów możemy podziwiać na obrazach Canaletta, teraz już nie tylko w salach muzealnych, ale również przechadzając się Traktatem Królewskim. Bulwersujące są doniesienia o wyburzanych kolejnych perełkach architektury, na miejsce których powstają kolejne drapacze chmur. Wiadomo władza ma kompleks i pretenduje do miana twórców nowego Manhattanu, ale nam daleko do tego. Cieszymy się z każdej nowiny o aktach szlachetnego zachowywania uroku tego co przemija. Tutaj warto wspomnieć o Domu Towarowym Braci Jabłkowskich, który w tym roku będzie obchodził 100 urodziny. Dom handlowy cieszył się niegasnącą popularnością do lat 70 XIX wieku kiedy to go upaństwowiono przekształcając w Centralny  Dom Dziecka, a później w  Dom Obuwia. Dla większości z nas kojarzy się głównie z Centrum Handlowym ARKA, gdzie do niedawna mieścił się Traffic.
Ostatnimi czasy Dom Braci Jabłkowskich przechodził metamorfozę. Zorganizował zabawę sylwestrową... Atmosfera oczekiwania na możliwość odwiedzin po remoncie wzmagała tylko podniecenie. Przed świętami Jabłkowscy otworzyli się na promocję produktów lokalnych. Ostatnie odwiedziny nasuwają przykrą myśl, że właściciele nie mają pomysłu na wykorzystanie potencjału tego miejsca. Obecnie można przejść wąskim korytarzem podziwiając mini wystawę z reprodukcjami starych fotografii. W małym pomieszczeniu spiętrzonych książek można znaleźć wiele ciekawych pozycji dla dzieci, nowości literackie, białe kruki... ale jakoś nie poczułam tego miejsca. Nie chciałabym tam wrócić. Chociaż w głębi serca mam nadzieję, że zostanę zaskoczona nową odsłoną i Dom Braci Jabłkowskich stanie się moim ulubionym miejscem w stolicy.












http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html
REWERS

REWERS


Jaki jest przepis na wykręcenie blondynce numeru stulecia?
Wysłać ją na głodniak do biblioteki, postawić w kolejce i powiedzieć, że nie ma NUMERKÓW!!!
Co blondynka zrobi? WYKRĘCI NUMEREK :-)

W taki oto sposób blondynka ustanowiła kategoryczny ZAKAZ WYBIERANIA SIĘ DO BIBLIOTEKI W SOBOTĘ!!!! Zjawisko swoją drogą fenomenalne - w czasach kiedy media donoszą o szerzącym się analfabetyzmie godzinami oczekiwanie na numerek do szatni, jest jak wypatrywanie drugiej połówki w supermarkecie, co nie oznacza sukcesu, ale półmetek tłoczących się przed nami komplikacji. Dostanie się do wymarzonej sali jest niczym siarczysty policzek. Nie ma wolnych stanowisk przy komputerach, pozostaje ręczne zmaganie się z katalogiem, wyprawa na chybił trafił, ale to jeszcze nic. Obładowana torbami, jedna od komputera, druga ekologiczną z modnym nadrukiem ciąży niemiłosiernie, poszukujemy przestrzeni do pracy, a tu wolnej przestrzeni jak na lekarstwo. Każdy metr kwadratowy zajęty, stoły, podłogi, dobrze, że sufity za wysoko. Konsternacja całkowita. Zbaraniałam. Pomotałam się niczym zbłąkana owieczka pomiędzy regałami, wybrałam co należało i odstałam swoje w kolejnej kolejce.

Oczywiście ten przydługi wstęp wprowadzający czytelnika ma czemuś służyć. Możecie wczuć się w emocje sfrustrowanego człowieka. Miotana uczuciami o skrajnych konotacjach postanowiłam zrobić to co uspokaja zszarpane nerwy. Udałam się na poszukiwanie strawy dla ciała:-) Sama nazwa dobrze wróżyła - REWERS - mając w myślach filmową kreację Dorocińskiego i Buzek pognałam uskrzydlona. Przyznaję się z ręką na sercu - zostałam posiadaczką szczęśliwego talonu - obiad dnia + kompot + kawa duża dowolna na wynos = szczęśliwa blondynka.
Z kotletem godziwych rozmiarów, puree oraz maziają groszkowo- marchewkową udałam się w ustronne miejsce
z czerwoną kanapą. Pochłonęłam obiad na raz. Popiłam zacnym kompotem wiśniowo- malinowym. Przewidując, że nie miną kolejki ulokowałam się wygodnie stwarzając sobie namiastkę miejsca pracy. W między czasie rozkoszowałam się otoczeniem. Połączenie industrialnego wnętrza, przestrzenne pomieszczenia przypominające amerykańskie restauracje. Możecie tutaj spokojnie wybrać się na dwudaniowy obiad, lekki lunch, kawę z ciastem. Po sąsiedzku mieści się Bubble Tea :-))) Jest gwarnie, wesoło, miejsce tętni życiem.
Dobra 56/66







http://m.ocdn.eu/_m/d48d61a30f7edf952eab138c3c3909dc,0,1.png
http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html
Wystrzelony w KOSMOS

Wystrzelony w KOSMOS




Ludzie od niepamiętnych czasów marzyli o zdobyciu Księżyca. Miliony z zapartym tchem podziwiały  mały krok Amstronga, ale gigantyczny skok dla ludzkości. Podróże kosmiczne pamiętane z powieści Lema, Gwiezdnych Wojen czy Star Trecka dla  wielu pozostają marzeniem, ale nie dla nas. Nie potrzebujemy rozbijać świnki skarbonki, żeby wystrzelić się w KOSMOS. Wystarczy wybrać się na spacer Koszykową.
W sąsiedztwie Politechniki cuda się dzieją. Stan nieważkości dla  podniebienia odkryje ten co przekroczy próg Kosmosu. Otoczenie, które sprawia, że nie możemy nacieszyć oczu ( bar z klocków lego) i skupić myśli na karcie dań sprawia, że czujemy się jakbyśmy lewitowali. Mój prywatny specjalista ds. żywienia poleca danie wegetariańskie. Burgery poskromią apetyt dwóch osób. Porcja zacna i można poprosić o wysmażenie tak jak ktoś lubi. Osobiście ręczę każdym członkiem za ROSTI. Czegoś takiego jeszcze nie jadłam. Nie należę do amatorek grzybów, ale połączenie placków ziemniaczanych z wołowiną, eksplodującą żurawiną i iglakiem, którego nie umiałam zidentyfikować, a wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła mi wyjść na ignorantkę, sprawiła, że znalazłam niebo, ba drogę mleczną do mego żołądka. Orbitowanie bez cukru. 
 








http://blogroku.pl/2013/kategorie/blondynka-w-warszawie-,6f5,blog.html
http://m.ocdn.eu/_m/d48d61a30f7edf952eab138c3c3909dc,0,1.png
Uliczna poezja

Uliczna poezja

Śpiewać każdy może
trochę lepiej lub trochę gorzej,
ale nie o to chodzi,
jak kto komu wychodzi.
Czasem człowiek musi,
inaczej się udusi...

... dlatego wychodzi na spacer...
kręci głową nie dowierzając
podziwia miasta uroki
natrafia na poezję
i od razu mu lepiej

zero rymu, ale przecież nie o to chodzi, że mi nie wychodzi :-))))

dzisiaj będzie wywrotowo - odlotowo. zmierzając w kierunku centrum podczas zagorzałej rozmowy o życiu w ostatniej chwili kątem oka zauważyłam tego cudaka. Miasto stało się nośnikiem poezji. Wiem, wiem... odkrycie Ameryki w konserwach... mała zabłysnęłaś... chyba leczysz kaca i nie wiesz co pisać... oczywiście jestem w pełni świadoma tego co czynię. Pamiętam również, że nośnikiem poezji było swego czasu metro :-))) trochę mi brakuje tego akcentu podczas podróży, zwłaszcza teraz kiedy wydłużyłam sobie trasę. Spokojna głowa, nie wychylam nosa zza mojej cegły, która sprawia, że świat rzeczywisty przestaje istnieć, a ja przenoszę się do Barcelony... marzę tam pojechać i poczuć aromat tego magicznego miasta w nozdrzach. Któż wie, marzenia się spełniają, czasem szybciej niż się tego spodziewamy.
Wracając do utraconego wątku przewodniego. Miasto zaskakuje mnie, nie tylko mnie, na każdym kroku. Oprócz często szpecących zacną architekturę reklam tego i owego co to ulepszy nasze życie, od czasu do czasu możemy natrafić na coś wartościowego, a nie tylko jakieś tam mało znaczące bohomazy. Zainspirowana nowym odkryciem postanowiłam w sprzyjających okolicznościach opracować dla was szlak. Zapowiada się fajna zabawa :-) iście detektywistyczna. Jestem na tropie kota mecenasa poezji miejskiej. Strzeżcie się krawężniki, chodniki, bruku, ściany... nadchodzę...
Powiało grozą, ale mam szampański humor :-)))
Rusałka

Rusałka




Z ręką na sercu mogę przyznać, że zasługuję na miano miłośnika barów mlecznych. Pamiętam czasy liceum, kiedy moja mama kobieta pracująca nie miała czasu na gotowanie, więc często po szkole wyruszałam na spacery w poszukiwaniu posiłku niczym jaskiniowiec. Najczęściej odwiedzałam nieistniejący już bar mieszczący się na Marszałkowskiej na parterze domu handlowego Wars i Sawa. Na mapie współczesnej Warszawy możemy doliczyć się kilku barów, które pamiętają czasy króla Ćwieczka. Jednym z nich jest RUSAŁKA. Przy okazji przyjacielskich odwiedzin  postanowiłam posilić się w tutejszej jadłodajni. Wnętrza niczym wehikuł czasu przenoszą do scenerii rodem z Misia, czysta forma komuny, której magię można poczuć jeszcze tylko w barze przy Barbakanie. Od razu ostrzegam, że to nie to samo co wyprawa do Bambino. Tutaj człowiek nabiera dystansu do otaczającej przestrzeni miejskiej. Tylko tutaj czas jakby zwolnił. Tutaj człowiek przewartościowuje siebie, odzyskuje właściwy kierunek. Przypomina sobie, że tak mało potrzeba do szczęścia. Wczuwając się w klimat lokalu na taśmę poszła nieśmiertelna pozycja – schaboszczak po którym rozpoznamy co w trawie piszczy i czy warto tu jeszcze wracać. Porcja słusznych rozmiarów, panierka delikatna, nie tak dobra jak mamusi, ale zawsze bliska oryginału. Z czystym sumieniem polecam surówki od porowej po marchewkę tartą ze śmietaną. Przy okazji kolejnych odwiedzin zajrzę tutaj na potrzeby przetestowania potraw mącznych – klasyków gatunku ruskie i naleśniki. Jak przystała na bary mleczne ceny cieszą oko i nie odstraszają przechodniów. Przy sprzyjającej aurze polecam po jedzeniu spacer po mieszczącym się po sąsiedzku parku praskim i pozdrowienie rezydujących nieopodal miśków.

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger