Święto dyni

Święto dyni

 W związku z tym, że dzisiaj obchodzimy święto DYNI i psikusów nie mogę sobie odmówić opowieści z krypty.

 Dzień jak co dzień, a jednak skłania do refleksji. Wracając do domu, nie wiem, dlaczego poszłam akurat tędy, zawsze wybieram inną drogą. Może tak miało być. Zazwyczaj chodzę jak nieprzytomna, owładnięta milionem myśli nie zwracam uwagi na nic, ani na nikogo. Tym razem coś mnie pchnęło w tamtą stronę. Kiedy go ujrzałam, obraz nędzy i rozpaczy złapał mnie za serce. Zrobiłabym to za pierwszym razem, ale kolekcjoner puszek nie mógł być niemym świadkiem naszego spotkania. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Postanowiłam, że jadąc na basen sprawdzę czy tam jeszcze jest. Był. Jakby z ulgą westchnął. On już wiedział co się świeci.
Stojąc na przystanku w drodze powrotnej już wiedziałam, ale zadzwoniłam.
- Przygarniemy go?
- ??? - usłyszałam po drugiej stronie. - Ale kogo?
- Zobaczysz. Nie wrócę sama do domu.
W pierwszej minucie zaparło mi dech. Nie ma. W drugiej sekundzie pomyślałam ktoś inny... Ale i tym razem coś kazało mi iść dalej. Siedział tam. Ktoś go przeniósł. Wzięłam go pod pachę i ruszyłam pośpiesznie do domu. Krótkie spotkanie z nitką i igłą i jest jak nowy. Po kąpieli będzie Franek miał nowy dom i już go nikt nie porzuci.

A teraz myśl: czego uczymy dzieci - nie warto miśka pozszywać - wyrzucimy i kupimy nowego... tak jest łatwiej.

 

 



na dobry początek DUŻA MI-HA

na dobry początek DUŻA MI-HA


 
Ktoś kiedyś powiedział, że jaki poniedziałek taka reszta tygodnia. W takim razie będę zabiegana, chociaż wcale tego nie chciałam. We wszystkim wypadałoby dostrzegać pozytywy - taka wprawka z pro myślenia - biegając w szpilkach po schodach dbam o kondycję, której nie mam, od czterech dni mam wrażenie, że jestem w jednym miejscu, chociaż zmieniam scenerię, drobiazgi uszczęśliwiają ludzi. Kiedy dopuszczam pana głoda do głosu okazuje się, że nie mam co jeść, więc siłą rzeczy wyruszam na polowanie. A że nowe czasem bywa pod nosem... Komizm sytuacyjny, jest po drugiej stronie, mijana setki razy z ewidentnym lekceważeniem pomijana w mojej kulinarnej podróży. Teraz proszę uśmiecha się szeroko mrugają neonem. Lubię momenty kiedy knajpa świeci pustkami, jest jak biała karta, nie wiesz, co skrywa. To ulotny luksus w takich miejscach. Po chwili zaczyna być gwarno jak w ulu. Nie słyszysz swoich myśli, ledwo co skupiasz się na rozmówcy. Tłum to zapowiedź dobrego jedzenia. Tymczasowość, przelotność, ruchliwość. Znowu następuje cisza. Poczułam klimat "Spragnionych miłości" Won Kar-Wai. Intensywność. Analogia do mojego dnia, oby nie tygodnia.  


 Kurczak grillowany nie tak tradycyjnie jak to przystało na europejską kuchnię. Zachwyciła mnie ta delikatność, soczysta konsystencja, aromat... przy okazji wyszła moja nieudolność panowania nad pałeczkami. Nie toleruję jedzenia w pośpiechu, ale doświadczenie chaosu aglomeracji zamkniętego na tak małej powierzchni to już inna perspektywa.


 
DUŻA MI-HA
MOKOTOWSKA 27

MINISTERSTWO kawy

MINISTERSTWO kawy




 
 
Bywają takie chwile, że o nieludzkiej godzinie posadzą człowieka w ławie po drugiej stronie i każą pracować intelektualnie, a przynajmniej stwarzać pozory. Ktoś może powiedzieć, człowieku wiedziałeś co robisz, na co się zdecydowałeś, więc teraz nie uskarżaj się polaczku. Żuczek cieszy się w skrytości swojej duszy, że wreszcie nadarza się okazja do zobaczenia poniektórych mordeczek, posłuchania mądrzejszych. Jest jeszcze jeden pozytyw - wykorzystujesz każdą nadarzającą się sposobność do nadrobienie zaległości towarzyskich.
Jak na naszą profesję przystało należało wreszcie wybrać się do MINISTERSTWA. Jakby nie patrzeć w sąsiedztwie, a zważywszy na plany nie należy omijać go szerokim łukiem.
W taką zimnicę zdecydowałam się na gorącą czekoladę - miałam chrapkę na taką gęstą, mega intensywną w smaku... z nutką ostrej papryczki dla kontrastu albo z listkiem mięty...  Byłam lekko rozczarowana, niby nie była w proszku, ale jak dla mnie za płynna. Wzorek mnie urzekł, ale zapowiada się, że w najbliższym czasie muszę się zapuścić na drugą stronę Wisły.
Bardzo modne jest teraz serwowanie herbat - rozgrzewających, smakowych, liściastych... Może powinnam poświęcić kulturze parzenia herbaty jaką stronę? :-) Wybór herbaty bywa bardzo osobisty, wręcz sprawa indywidualna. Dla mnie trochę jak rosyjska ruletka - jak nie trafisz na swoją to męczysz imbryk... Domowa najlepsza, ale przecież nie podają jej na mieście. Chyba, że zwariuję i otworzę własny kwadrat...


 
MINISTERSTWO kawy Marszałkowska 27/35 obchodzi jutro urodziny - 3 latka to wyczyn. Nie kpię.
Patrząc na znikające punkty zaczepne na mapie Warszawy, co to pojawiają się, cieszą oko, a potem przepadają życzę Ministerstwu, żeby nie podzieliło losu pozostałych.  
 

 
PS. Zupa z soczewicy rozmiar XXL stanowi otwarcie sezonu na FRAZowanie :-) na Mokotowskiej.
Zupa onieśmiela. Eksplozja smaku, konsystencja jak należy, porcja słusznych rozmiarów.

STREFA

STREFA

Lubię spotkania, tuż za rogiem, które sprawiają, że wkraczam do innego świata. Lubię lekką dezorientację w progu, ukradkowy uśmiech i coś rozczulającego w pierwszych minutach.
Jeszcze bardziej lubię jak przez chwilę, która trwa kilka godzin mam ten kawałek podłogi tylko dla nas.

Na taką niepogodę wspaniała jest herbata w wariancie owocowego kopniaka. Na rozgrzanie miska od serca z kremem z kukurydzy - dobrze doprawiona z pysznym chlebem, który uwielbiam maczać w zupie przypominając sobie dzieciństwo. Kiedy nie masz jeszcze dość możesz na spółkę rozkoszować się sernikiem kajmakowym. Dopuszczając się profanacji kończę wieczór Americano z mlekiem.
Przy odrobinie szczęścia wrócicie do STREFY szybciej niż myślicie, żeby pograć w BINGO :-)

STREFA CAFE OLEANDRÓW 3

Guzik

Guzik


Żyjemy pod presją. Powinnaś mieć dobrze płatną pracę, znać 5 języków, świetnie wyglądać, być ciągle uśmiechnięta.  Jak jest facet to presja jest jeszcze większa. Dużo mówiące uśmiechy - oczekuj na pierścionek, poczujesz na własnej skórze gorączkę przygotowań, poszukiwań własnego kąta, oczekiwań na dziecko. Jak nie wyjdzie nabieraj wiatru w żagle i znowu szukaj, bo wiesz latka lecą, zegar tyka.
A jak potkniesz się po drodze?


To uciekasz w głuszę i podziwiasz otoczenie, co to ma w nosie te wszystkie dyrdymały.Kiedy zaczynasz myśleć, a może ze mną jest coś nie tak - skoro wszystkim w koło się udaje, a ja jestem tu gdzie jestem. Usiądź na najbliższym pniu drzewa i uderz się w czoło, boś głupia i ci odwala.


Pocieszaj się wizją, że każdemu jest dane coś innego. Uśmiechaj się do innych, ciesz się ich szczęściem, ale nie zazdrość. Spróbuj z dystansu zobaczyć, po przeszłaś, jaka jesteś dzięki temu - silniejsza, mądrzejsza (taką przynajmniej masz nadzieję). Pragniemy wierzyć, że my też spotkamy swoją połówkę, nasze życie będzie wyjątkowe... ale zapominamy, że o tym wszystkim nie decydują inni, ale my sami :-) Dlatego polecam kilometrowe spacery w jesiennej aurze, żeby wam rozum wrócił, a przy okazji można było oko nacieszyć.




A tak na marginesie - czy ostatnio zauważyliście opuszczone pianina na mieście ze smętnym wzrokiem wypatrujące kogoś kto się do nich przysiądzie. Gdybym tylko umiała... ;-)

Powroty

Powroty

Powroty bywają trudne, zwłaszcza po dłuższym czasie. Czasem potrzebujemy oddechu, dystansu dla tego co dzieje się wokół, dla życia. Przychodzą takie momenty w życiu, że człowiek musi pomyśleć po co, dlaczego, czy warto. A przede wszystkim co dalej?
W wielkim mieście, w ciągłym pędzie i pośpiechu trudniej zatrzymać się. Jesień to moja ukochana pora roku - kiedy mogę z lunchem przysiąść pod drzewem, cieszyć oko pięknem przyrody. Oddychać pełną piersią, myśleć, skupić się na tym co najważniejsze, obrać cel kiedy go tracę sprzed oczu. Odzyskać nadzieję, uśmiech, spokój duszy.



Spacerując po okolicach, które stają się częścią mojego otoczenia odkrywam nowe miejsca. Nie przestałam ich szukać.
Cieszyć się nie tylko miejscem, przestrzenią, ale również zapachami, obserwować ludzi, ich reakcje. Szarzyznę życia, ale również koloryt, który zaraża nas optymizmem. To jest piękno życia. Pamiętajmy o tym, nie zapominajmy.
Po obiedzie, jak na moje gusta, bardziej lunchu w Mleczarni. Skusiłam się na rozsławiane BELGIJSKIE FRYTKI, które wyrastają na prawie każdym rogu kusząc rozmiarem, kształtem oraz zapachem. Porcja średnia na dwoje wystarczy. Ale jakoś ostatnio było mi mało, więc podążałam szlakiem ulubionych miejsc. Spostrzegłam poruszenie na pl. Konstytucji. Nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła, co w trawie piszczy. Za dotknięciem magicznej różdżki przeniosłam się do magicznej Italy :-) Oszalałam z radości i doznań.

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger