Krowa po łokcie

Krowa po łokcie

 
Czasem napawa mnie przerażaniem fakt, że na każdym kroku z warszawskiego krajobrazu zostają wymazywane pewne symbole - ikony, a także elementy nierozerwanie dla mnie związane z tym miastem. D.T. Smyk pamiętam od dziecka z jakimi wypiekami przemierzałam ciągnące się w nieskończoność regały z zabawkami. Myślałam, że głowa zacznie obracać się wokół własnej osi jak w jakimś horrorze o egzorcyzmach na sam widok takiej ilości zabawek. To było niesamowite. Do tego na parterze znajdowało się M. do którego czasem się zaglądało. Wyprawy z perspektywy dziecka do stolicy były czym wyjątkowym, mega przeżyciem, wyprawą na cały dzień - to jak przeżywanie dnia dziecka kilka razy do roku, zawsze było coś nowego do odkrycia. Oczywiście perspektywa zmieniała się z upływem lat, ale wspomnienia z dzieciństwa pozostawały.
A teraz idę sobie i dostaję zapaści. Własnym oczom nie wierzę - ale nie da się tego ukryć ani udawać, że jest inaczej. Szkielet stoi samotnie i straszy swoją ażurową konstrukcją. Zostałam uspokojona, że mają go odbudować i będzie piękniejszy niż był... poczekamy, zobaczymy.   



A teraz coś milszego dla żołądka zwłaszcza :-D
zgłodniałam, a pewnemu mężczyźnie pozwolę się zaprowadzić w ciemno wszędzie :-D
tym razem zaserwował mi wypad do bałkańskiej krainy.... oj i zaśpiewała moja dusza... a jedzenie sprawiło, że zapragnęłam spakować plecak i na wschód, na wschód pognać i chłonąć wszystko...

 
sałatka z kurczakiem muśnięta boczkiem z typowym chlebem i sosami... rozpłynęłam się i było mi tak dobrze, nie tylko za sprawą towarzystwa :-)
na pewno tam wrócę, bo karta dań za zmyślnymi nazwami kryje tyle smaków co niemiara.

 
 
YUGO
al. Jerozolimskie 30

Ale o co chodzi?

Ale o co chodzi?

Nie wiem jak to się dzieje, albo to tani chwyt marketingowy albo nieźle sklejona recenzja - NAJLEPSZY KRYMINAŁ ROKU - blondynka ufnie czyta, a potem następuje konsternacja. Czy świat powariował, czy to coś z moją percepcją czytelniczą się zadziało, że jakoś ni jak mi do tego, żeby uznać OSTRE PRZEDMIOTY za kryminał roku. Przymusiłam się, żeby uczciwie dobrnąć do końca. Przyznaję historia jest intrygująca, ciekawy wątek - do tej pory nie trafiłam na podobny wątek w kryminalnej literaturze, ale może za krótko czytam kryminały, ale nie zmienia to niczego.


Ku pokrzepieniu duszy obolałej po pracy zgłodniałam i wyszłam w okolicznościach tak pięknych zimowych na zuuuuupę tajską, bo przecież ona mnie rozgrzeje i podda metamorfozie - przez chwilę będę zionąć ogniem piekielnym, bo już zapomniałam jaka ona bywa pikantna. Fakt, jest pyszna, ale... moje ulubione ALE się pojawia i masz ci los kobieto uparta będziesz się czepiać - a będę, bo nie było krewetek ani śladu krewetuni... jestem zawiedziona.
Dzień uratowało igloo :-) z kocykiem dla psa w środku :-)

Jak na randkę z blondynką to tylko do Sheratona ;-)

Jak na randkę z blondynką to tylko do Sheratona ;-)


Czasami kobieta musi dać się rozpieścić i pozwolić sobie na szaleństwo.
A najlepszym na to miejscem okazuje się Sheraton.
Rozpłynęłam się nad zupą krem ze szparagów z odrobiną oliwy truflowej. Drugie danie było w porządku, chociaż... porcja jak dla wróbelka i do tego jeszcze niedosmażone (jak widać nawet w takich miejscach jak Sheraton - zdarzają się wpadki), ale to mnie nie zniechęciło. Umarłam z rozkoszy pochłaniając twa torciki kawowe, które rozpływały się w ustach doprowadzając mnie do euforii.
Tylko teraz stoję przed wyzwaniem - muszę przebić wieczór roku i zabawę do rana ;-)
 

PRACOWNIA 72

PRACOWNIA 72

 
Mam taką teorię, że w życiu nic nie dzieje się przez przypadek, wszystko jest po coś - gdybym dokonała w swoim życiu innych wyborów może nie spotkałabym na swojej drodze pewnych ludzi
(chociaż jak jest ci pisane to i tak ich pewnie spotkasz, ale...) i moje życie byłoby przez to uboższe. Na szczęście tak się nie stało i kilka lat temu (a może już kilkanaście) wpadłam na szalony pomysł (zresztą nie pierwszy i nie ostatni w mojej karierze) doskonalenia swojego warsztatu (po raz n). Zmagałam się dzielnie w pocie czoła z kresą swoją, a przy sztaludze obok stała ona i tak jakoś się złożyło, że choć czas nieubłaganie mija ja wiernie wierzę w jej talent i podążam na wszelkie wernisaże dopingując niczym groupies artysty. Lecz słowa są tu zbędne - prace Ani same się bronią, jak na dobre dzieło przystało :-)
 



Przyznać muszę, że kilka prac przykuło moje wybredne oko, więc warto wybrać się i pokontemplować przed dziełami młodych polskich wschodzących artystów plastyków, bo obcowanie ze sztuką wzbogaca nasze wnętrze :-)










 
wystawa Pracowni Rysunku i Form Monumentalnych WKiRDS
potrwa do 31.01.2016
w galerii DAP
Mazowiecka 11a
 
 
a to ja z artystką Anną Selerowicz na tle jej pracy :-)
https://www.facebook.com/selerowicz.anna/?fref=ts

Zapraszam na stronę fb Anny Selerowicz
blondynki wegetacja cd. praca może poczekać, frytki nie

blondynki wegetacja cd. praca może poczekać, frytki nie



Chcąc zapobiec kacowi moralnemu siadam i grzecznie piszę, żeby nie było.
 Czasem w życiu człowieka jest tak, że przestaje chodzić po knajpach, a jedzenie samo do niego przychodzi albo jeszcze lepiej zaczyna z jedzeniem chodzić. (nie mylić przypadków kiedy jedzenie za nim chodzi, bo takowe też się zdarzają).
hasło tygodnia: praca poczeka, frytki nie :-)
ponieważ to nie są jakieś tam pierwsze lepsze frytki tylko frytki belgijskie. Wiadomo odpowiednich gabarytów, nie żadne takie same w każdym zakątku świata, porządne zapychające fryty, co to pozostawiają za sobą dłuuuugo zapach i nie dają się człowiekowi później w pracy skupić.


 
Takie są ostatnio moje wycieczki jedzeniowe. Zwroty w życiu są czasem nam potrzebne, żeby zobaczyć coś dobrego. Czas, który teraz mam pozwala mi na uchylenie rąbka mojej tajemnicy. Nie od zarania dziejów, ale prawie, jestem notorycznym pochłaniaczem książek. Może to sposób na leczenie złamanej kariery pisarskiej. Śmieję się, że mam "dobrą rękę".

 
Moja przygoda z kryminałem jest jak wino - dojrzewała z czasem, ale teraz jak smakuje :-)
Początkowo moja znajomość ograniczała się do minimalnego minimum nazwisk, które należało, a nawet wypadało znać, żeby nie stracić twarzy. Jednak rok temu poczłapałam do warszawskiej siedziby Czarnego, która jeszcze wtedy mieściła się przy Hożej?
Wydawnictwo z okazji swoich 18 urodzin zorganizowało cykl spotkań ze swoimi autorami - w tym z Wojciechem Chmielarzem warsztaty pisarskie. Dwa razy nie trzeba było mnie namawiać. Przy okazji nabyłam książkę i co zrobiłam? Odłożyłam na półkę i tak sobie czekała na swoją chwilę. Dobrze, że nie czekałam dłużej, bo stwierdzam z ręką na sercu, gdybym miała zaczynać przygodę z polskim kryminałem to jest najlepsza pozycja startowa, bo wciąga, nie daje się oderwać, a do tego zachęca do dalszego czytania.

 
Nabyłam kiedyś przydatnej umiejętności - łączę swoją pracę z czymś bardzo przyjemny - niezaprzeczalną bliskością biblioteki, a co za tym idzie dostępem do zbiorów, więc nie musząc wydawać fortuny na kolejne tomiszcza NA POTĘGĘ wypożyczam książki.
Idąc za ciosem sięgnęłam po francuskiego mistrza gatunku i cóż... nie jest źle naprawdę :-) chociaż jak to ja zaczęłam od trzeciej części, ale w przypadku śledzenia przygód detektywów jakoś można się połapać. Powiem jedno może kolejność ma jednak znaczenie w tym sensie, że najpierw przeczytałam Chmielarza i tutaj poczułam autentyzm zbrodni - ona mogłaby mieć miejsce, a w wydaniu Lemaitre jest to bardzo efektowna zbrodnia z rozmachem - nie mówię, że nie zdarzają się tacy psychopaci, ale jak coś jest bliższe rzeczywistości działa bardziej na wyobraźnie.
 
Ale najpiękniejszą sprawą jest GRZĘDOWICZ - bajka, jeśli chodzi o przemycanie pięknych myśli do świata pomiędzy.
Z dzieciństwa pamiętam komiksy Torgala znalezione w szafie, ale drzwi do świata fantasy otworzyła mi pani bibliotekarka z liceum wręczając do ręki z szerokim uśmiechem - to coś dla ciebie - Siewcę Wiatru i się zaczęło.
Historia lubi się powtarzać - dostałam do ręki Popiół i kurz - męża Marii Lidii Kossakowskiej i jestem urzeczona.
 


Z serii co robi blondynka część 2

Z serii co robi blondynka część 2


Co robi blondynka jak ma wolne chorobowe na podreperowanie zdrowia? Zakłada rękawice i podejmuje walkę z piekarnikiem, ponieważ ubzdurała sobie, że będzie gotować :-) jak to może się skończyć?
głową w piekarniku


Miał być krem z buraków wyszło jak zawsze kiedy zasiadam do garów - zupa nie przypominająca konsystencją kremu, ale jednak zupa, więc pierwotny plan spełniony.
W przepisie było jasno - wyszorować buraki - co robi blondynka - ale jak to? szczotką czy jak?
no ubaw po pachy
na szczęście opamiętałam się w ostatniej sekundzie, umyte buraki zawędrowały do piekarnika i tak sobie tam siedziałyby przez pół dnia, bo piekarnik złośliwa maszyna pracuje i nagrzewa się jak mu się podoba, więc spędziłam pół dnia przy piekarniku. wkładając tam głowę niczym Virginia Wolf*.
Kiedy już osiągnęłam zamierzoną wersję buraków do garnka cierpliwie wrzuciłam posiekane ząbki czosnku oraz imbir. (poddusiłam).
Dorzuciłam pokrojone buraki, pomieszałam cierpliwie, dolałam mleka kokosowego oraz wodę. Mikstura nabrała koloru, gotowała się z minutnikiem więcej niż potrzeba na wszelki wypadek. Doprawiłam solą, płatkami chili oraz pieprzem. Zmiksowałam i byłam szczęśliwa nawet, jak nie była kremem.


Dobra, a teraz w woli wyjaśnienia - kuszące nadal jest przerobienie blondyny na bloga jak to blondynka nie powinna gotować :-) ale w związku z tym, że w najbliższym czasie nie wybiorę się nigdzie, a oprócz zwiedzania nowych miejsc w głównej mierze chodzi o jedzenie - będą zdjęcia z moimi daniami, żebym mogła się poczuć jak bloger będący za pan brat z garnkami :-)
a potem wrócę na utarte szlaki.


*pewnego razu będąc w wannie uzmysłowiłam sobie, że popełniłam błąd rzeczowy - zostawiając go postanowiłam zrobić sama sobie psikusa - czy uważny czytelnik zauważy?
Dla sprostowania Virginia Woolf - napchała sobie kieszenie kamieniami i utonęła w rzece. To Sylvia Plath przegrała z piekarnikiem.
co robi blondynka w Nowym Roku?

co robi blondynka w Nowym Roku?

 
Dotychczas blondynka w Nowy Rok nie podejmowała żadnych noworocznych postanowień, nawet skutecznie trzymała się od tego z daleka :-) jednak w tym roku coś się zadziało i  powstała istna checkbox  lista :-)
Rewolucja w skali globalnej jest taka, że Mikołaj przywiózł pod choinkę książkę Marty Dymek i blondynka usiadła i zaczęła pochłaniać stronę za stroną, bo się zachwyciła autorką podczas podejrzanego przypadkiem programu autorskiego sławnej już blogerki.
A ja zakochałam się w zuuuupie od której się pomału uzależniam :-)
Może dlatego, że jest banalnie prosta i nie wymaga jakiś mega umiejętności kulinarnych, a z takowych nie słynę.


Zupa powstanie kiedy do garnka z oliwą wrzucisz pokrojoną cebulę - ja używam czerwonej oraz białej. Jak je zeszklisz dodajesz pokrojonego według uznania pora naciowego w ilości jaka tobie odpowiada. Zawartość mieszasz od czasu do czasu. W między czasie przygotowujesz puszkę pomidorów, czerwoną soczewicę, kroisz suszone pomidory oraz bulion warzywny. Ja ostatnio wzbogaciłam przepis jarmużem, który odkryłam i używam to tu to tam :-) Dodajesz składniki do garnka mieszasz energicznie :-) dosypujesz ziół - według upodobań - ja szaleję z ziołami prowansalskimi, lubczykiem, pieprzem ziołowy, chili... nastawiasz minutnik na 25 i idziesz sobie w siną dal, ale nie za daleko, żeby usłyszeć dzwonienie zegara. Jak kury zapieją, mieszasz z uśmiechem na twarzy, nastawiasz minutnik na jeszcze 10-15 minut i zacierasz ręce z radości. Awansowałeś w hierarchii społecznej - umiesz ugotować zuuuupę.

Na zakończenie zupę należy zmiksować blenderem ręcznym? dla uzyskania kremowej konsystencji :-)
Dla antykucharzy podpowiedź. - skoro mnie się udało tobie też się uda ;-)

 
Teraz spokojnie nie przemienię się w blogerkę kulinarną i nie będę zalewać was swoimi wyczynami chociaż to brzmi kusząco i mogłabym od czasu do czasu coś przemycać. Bardziej zaintrygowało mnie, że jestem ignorantką, która nie wiedziała, że ludzie czytają książki i opisują je na blogach albo zakładają, że w ciągu roku przeczytają 100 tytułów. Czytam sporo i myślę, że czas na zabawę zbiorę wszystkie książki do kupy, które przeczytałam i policzę - ciekawe czy się zmieszczę w 100 :-)
Pierwszą z nich widzicie na samej górze o odpychającym tytule CIĘCIE i fikuśnej okładce. To pozycja dla miłośników kryminałów z którego można czerpać wiedzę o zbrodniach i pracy profilerów.
O dziwo wciąga wartką, trzymającą w napięciu akcją i zaskakującym zakończeniem.
Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger