Za czym ta kolejka? Beksińskiego rzucili...

Za czym ta kolejka? Beksińskiego rzucili...




Przepraszam uprzejmie, za czym ta kolejka?
Beksińskiego rzucili.... 
By się uśmiał artysta, gdyby wiedział. 

Biblioteka m.st. Warszawa przy Koszykowej po remoncie prezentuje się zacnie, a od soboty przechodzi istne oblężenie. Kto by pomyślał, że artysta "gorszyciel" takie tłumy przyciągnie. Wystawa jest bardzo skromna. Nie wiem czy można ją nawet nazwać wystawą. W klasycznym znaczeniu tego słowa poczujecie rozczarowanie, ponieważ nie zobaczycie dzieł mistrza tylko przekrój twórczości okraszony miniaturami zgrupowanymi w przedziały czasowe. Jest kilka dużych reprodukcji. Sala z filmami dokumentalnymi, wywiadami, co stanowi niezłą gratkę, ale.... 







Tak naprawdę chodzi o ten sznureczek cierpliwie czekających ludzików. Istny przekrój społeczeństwa warszawki - po starszych państwa, po artystyczne dusze, blond krwistoczerwone niewiasty prosto z żurnala, drwala w bejsbolówce...  po blondynkę ;-) Pociesza mnie myśl, że mimo ciągotów do smartphonów i zdawkowej konwersacji bez odrywania wzroku od ekranu, nasz gatunek ludzki jednak chyba nie wymrze i jeszcze potrafi się socjalizować w kolejce... A to ktoś na dymka skoczy, ktoś za potrzebą, ktoś podzieli się kanapką, zajmie rozmową... faceci to jednak większe plotkary niż kobiety... ;-) 

Po godzinie czekania? Może dłużej... w lekkim napięciu na wieść, że teraz nie trójkami tylko ci z rezerwacji mają pierwszeństwo, więc w myślach liczysz, że wejdziesz za dwie godziny lub wcale... 
a jednak opaczność czuwa... 

Za białymi tajemniczymi drzwiami zasiadasz w wygodnym wyłożonym czerwonym skajem fotelu, nakładają ci kosmiczne okulary i wyruszasz w świat obrazów Beksińskiego. Przenosisz się do innego wymiaru. Masz ochotę zamknąć się tam i już nie wychylać nosa. 


Tego nie da się opisać.... To rzeczywiście trzeba przeżyć, doświadczyć...
Masz ochotę zanurzyć się w jego mrocznej wizji piękna... chłonąć każdą sekundę w nieskończoność... podróż po korytarzach. wirtualnego "muzeum" zwiedzasz z zapartym tchem, napięciu i ekstremalnym oczekiwaniu co zaraz zobaczysz. 









https://web.facebook.com/DeProfundisBeksinskiVR/

Podziękowania dla De Profundis Beksiński VR 
jakbym mogła to bym was ozłociła. 
Zdaję sobie sprawę z tego ile pracy wymaga realizacja 10 minutowego filmu, ale na Boga róbcie to dalej ;-D 


Najlepsza część z jajem...

Najlepsza część z jajem...






Najlepsza część z jajem... czyli test na tatara ;-) 

Z nowymi miejscami jest jak z randkami. Kiedy znajdziesz je "przypadkiem", zrobisz wywiad środowiskowy, ale nie za bardzo pogłębiony, żeby się nie wystraszyć, obmyślasz okoliczności waszego spotkania (aranżujesz niespodziankę do samego końca nie wyjawiając gdzie idziecie, co ciebie też nakręca pozytywnie), jesteś już gotowy. Jeszcze tylko chwila, dopada cię lekki stresik, ekscytacja, w ekstremalnych warunkach masz motylki w żołądku. Dobrze się zaczyna... tajemnicze znaki prowadzące, wijące się schody z surową oprawą. 

Paraliżujące pytanie: Mają Państwo rezerwację? 
F*** serio?
Mam mroczki przed oczami, krew mi odpłynęła... 

Przecież nie mam alternatywy. Czuję się jak ugotowane jajo.  
Znienacka, nie wiadomo skąd, pojawia się z promiennym uśmiechem Pan - zbawiciel - na pewno coś znajdziemy. 

Ufff. 


Dostajemy stolik z (prawie) widokiem ;-) Ja mogę podziwiać slow chef przy pracy ;-) nie krzątają się jak w Piekielnej Kuchni :-) Dostaję reprymendę, że tu jest SLOW FOOD ;-) gwiazdki Michelle... 

Na przystawkę idzie tatar. Chociaż mnie kusiły bycze jądra.... z sosem z wędzonej białej czekolady
;-D to musi być ekstremalne połączenie, czego mój mały rozumek nie ogarnia. 

Kręci nosem, lekki grymas...Tatar był mocno dosalany... żeby wydobyć smak... oj... nie dobrze.
"Mamusia robi lepsze... "

jestem ugotowana... Tu nawet Gessler nie pomoże... 


Kanapka Eda z peklowaną sezonową wołowiną... sos popsuł wszystko... wołowina niezła. Ciężko konsumować burgera jak jest umoczony w sosie, nawet jeśli cieszy oko. Drogą dedukcji został pokrojony na drobniejsze kawałki, co spowodowało spożywanie go na części, nie pozwalając delektować się całością, jak przy okazji wgryzania się w bułę... 

czujemy się trochę ą/ę... przez bibułkę tę bułkę... 


Miałam ochotę na stek Hanger, ale męskie grono przekonało mnie do cynaderków króliczych w parzonej pyzie z pieczarkami, jabłkami i estragonem w sosie musztardowym, 
bo przecież nie jadłaś, a może zdejmą z menu i co wtedy? Do końca życia będziesz żałować
(w domyśle wypominać mi w nieskończoność, że Cię nie namówiłem...)

Co jest z tymi sosami? Kolejny, który pasował jak pięść do oka... Cynaderki smakiem przypominają mi wątróbkę za którą nie przepadam. Nawet w maminej wersji nie tykam... Zjadłam, ale chyba nie będę fanem nerek (chyba, że tych materiałowych ;-) 




Wystrój lokalu jest jak przystało na ówczesne standardy surowy z wykorzystaniem piękna wnętrza, cegły, stali... Lekko nie wpisujący się bar... 
Przesympatyczna obsługa, do tego przeuroczy pan w szatni, wyjęty jak ze starych filmów, dodający uroku. 




 A teraz najważniejsze pytanie jakie nurtuje każdego po pierwszej randce - czy będzie druga? 

Powiem trochę przewrotnie. Wróciłabym tylko po to, żeby spróbować ich steków, ale... to nie taka randka po której masz efektu Uuuuu i tylko przebierasz nóżkami w oczekiwaniu na następne spotkanie. 

Rozglądając się raczej nie ubędzie im klienteli, nie wróżę im rychłego zniknięcia z mapy. Mimo wszystko warto odwiedzić, żeby zobaczyć to piszczy w (mięsnej) trawie ;-) 

Spotkałam nawet swoją młodszą, ładniejszą wersję blond wyciętą prosto z żurnala z wymuskanym drwalem u boku... boki zrywałam... jak na nas spojrzałam... 




Ave Maria - jest zapowiedzią dalszego kierunku blondynki ;-) 
ale o tym niebawem 



Niekończąca się opowieść, czyli co blondynka nawywijała

Niekończąca się opowieść, czyli co blondynka nawywijała


Niekończąca się opowieść, czyli jak blondynka oszalała :-D i postanowiła zrobić sobie warkoczyki.
Tak wygląda blondynka przed...


Tak, tak... dobrze czytacie.
Ale może zacznijmy od początku.

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze w stolicy na Placu Defilad stały blaszane budki, gdzie można było zaopatrzyć się w wiele rozmaitości pewna blondynka z silną determinacją przełamała się i udała się do jednego z lokali, gdzie urocza afroamerykanka (poprawność polityczna wskazana) zaplatała warkoczyki.
Już miałam zadać pytanie, kiedy zza rogu nie wiadomo skąd pojawił się kolo - burknął na mnie - czego!
W panice omal uciekłam, ale tak bardzo chciałam mieć warkoczyki, że sparaliżowana stałam i słowa nie mogłam z siebie wydusić. Nie wiem jak, ale zuchwale, jak to zbuntowana nastolatka tylko potrafi, oznajmiłam, że chcę warkoczyki i chcę dowiedzieć się ile zapłacę. Kolo mnie otaksował z góry na dół. I prychnął 1000 zł.
Odpłynęła ze mnie cała krew. Zbladłam. Podziękowałam. Mój smutek dorównywał stanowi emocjonalnemu Kłapouchego, kiedy gubi swój ogon.
Wróciłam do domu. Z mamą miałam umowę, że dowiem się jaki jest koszt, zarobię na warkoczyki, a jak mi zabraknie to mi dołoży.

Nadal uważam, że nie ma przypadków w życiu :-D Mam to szczęście, że wykonuję zawód, który pozwala mi na kontakt z bardzo młodymi i utalentowanymi ludźmi jednym z nich jest Agnieszka, która właśnie rusza ze swoją działalnością.
Nosiłam się z tym pomysłem od jakiegoś roku. Jeśli mam być szczera nie planowałam tego na teraz, ale to wyjątkowy dla mnie czas. Pewnie w innych okolicznościach zrobiłabym to w wakacji, ale czasem lubię zrobić coś "szalonego".
A czasem, jak mówiła pewna znakomita pisarka... muszę coś zrobić z włosami.


Dlaczego niekończąca się opowieść?



Żyję od dawna ze świadomością, że mam duuuużo włosów, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Nie są to łatwe włosy i stanowią nie lada wyzwanie dla fryzjerów. Moje włosy są proste, jakbym codziennie używała prostownicy, a wystarczy je rozczesać, za co poniektóre kobiety wręcz mnie nienawidzą, a ja w skrytości zazdroszczę im ich kręconych włosów. Jest ich bardzo dużo i nie dają się ułożyć, więc przy obcinaniu trzeba wykazać się nie lada finezją ;-)

Agnieszka pobiła ze mną rekord!!!
Plotła warkoczyki przez ponad 10 godzin. Za co należy jej się medal, pokłony za wytrzymałość i hart ducha.

Obejrzałyśmy cztery filmy, przegadałyśmy godziny, opróżniłyśmy hektolitry kawy i herbaty.

Efekt jest oszałamiający.
Mnie jeszcze lekko "boli", tudzież swędzi przy nasadzie głowa, ponieważ skóra nie przyzwyczaiła się do ciężaru jaki musi dźwigać, ale jest mega zajefajnie :-D o czym możecie się przekonać oglądając zdjęcia poniżej.

"Marzenie" o warkoczykach zrealizowane teraz czas na kolejne ;-) o czym wkrótce.

Gorąco polecam zaglądanie na stronę Agnieszki. Ma doświadczenie, wie co robi :-) Specjalizuje się w dredach, dredo-lokach oraz warkoczykach.

https://www.facebook.com/nozycoreka/




BrewDog - projekt piwna Warszawa według Blondynki

BrewDog - projekt piwna Warszawa według Blondynki


 Wchodzi blondynka do BrewDog. Znajduje pozycję wartą uwagi i nie będzie ograniczać się do piwa, Kto mi zabroni w zatłoczonym pubie pochylić się nad historią, jak stworzyć business życia. Sącząc ciemne piwo miałam wrażenie jakbym po przekroczeniu progu BrewDog przeniosła się o kilka szerokości geograficznych, w tle dominowała płynna angielszczyzna. 



Skoro dobrzy ludzie piją dobre piwo - narodził się szalony projekt w głowie białogłowej niewiasty - stworzenia piwnej mapy Warszawy według Blondynki. Lokale oferujące CRAFT BEER strzeżcie się! Nadchodzę! 
Poszperałam w necie. Okazało się, że nie jestem pionierką. 

https://kilkaslowopiwie.com/piwna-mapa-warszawy/

Do kipera jeszcze daleka droga, ale mogę się przynajmniej czegoś nauczyć i dobrze bawić przy okazji :-D


 NEON OVERLORD CHILI IPA  - największe zaskoczenie wieczoru - po pierwszym łyczku omal nie spadłam ze stołka... panowie barmani mieli niezły ubaw :-D wypala gardło, ale potem mile drażni podniebienie. Nie wiem czy byłabym w stanie pić to w większych dawkach. 


    GOOD PEOPLE DRINK GOOD BEER - czyli blondynka z ELECTRIC INDIA - HOPPA SAISON miłe orzeźwienie po milk stout. 
Nieodłączny dylemat, kiedy stajesz przed tablicą i zachodzisz w głowie, co lepsze: ciemne czy jasne? Ja zazwyczaj oscyluję między sweet stoutem lub pszenicznym. Jak przystało na kobietę od czasu do czasu daję się uwieść ;-) Sięgam po ekstremalne połączenia, jak to było w przypadku piwa powstałego w ramach projektu Bornholm (lukrecja + sól morska = niezapomniane doświadczenie, zwłaszcza dla kogoś kto pamięta jeszcze posmak lukrecji w ustach). 
Ogólnie lubię próbować różnych gatunków, żeby móc określić swoje preferencje smakowe. Morze piwnych gatunków pozwala na niezłą zabawę, a przecież o to w tym wszystkich chodzi. 


ACE OF EQUINOX - SINGLE HOP 
na zakończenie wieczoru 


TRUMP BURGER :-D 
bekon, sos serowy, jalapeno, nachos w chrupiącej bułce 

no i jak ich nie kochać? ;-) 
istny THE END OF THE WORD ;-) 





BREWDOG WIDOK 8 
Polecam, jeśli chcecie poczuć się jak w szkockim pubie, popracować nad swoją angielszczyzną i wypróbować piw browaru BrewDog to pozycja obowiązkowa dla smakoszy piwa :-D 

Ale musicie się nastawić na uszczuplenie portfela, jak na craft bar przystało. 



Po dawce piwa rzemieślniczego najlepsza na mieście zapiekanka, po sąsiedzku, z Zapiexa :-D Standardowo włoska :-D Zionęłam czosnkiem jak diabli, ale przynajmniej miałam pewność, że żaden wampir grasujący w okolicy, jak najdzie go ochota na podbijanie, nie da rady i ucieknie, gdzie pieprz rośnie ;-) Spokojny powrót gwarantowany ;-) 


Projekt Bornholm - Porter Bałtycki w Hoppiness Beer & Food

Projekt Bornholm - Porter Bałtycki w Hoppiness Beer & Food


O moim zamiłowaniu do piwa rzemieślniczego pisałam już wielokrotnie. Do tego stopnia jestem zafiksowana, że pisząc pracę wyszukałam sobie pierwszy w Polsce Browar Spółdzielczy, pojechałam, degustowałam, materiał zebrałam. Na tyle zaprzyjaźniłam się z ekipą, że podczas Festiwalu Piwa rozlewałam dla nich piwo. 

Tym bardziej nie mogło mnie zabraknąć przy okazji premiery nowego piwa, które powstało
w ramach PROJEKTU BORNHOLM - pierwsza taka kooperatywna współpraca czterech bałtyckich browarów: browaru Svaneke, Browaru Spółdzielczego, Browaru Port Gdynia i Browaru Okrętowego. 



Wczoraj w Happiness Beer & Food miał premierę Porter Bałtycki- ciemne piwo dolnej fermentacji. Połączenie czekolady bałtyckiego portera z lukrecją i solą jest jak kobieta, która może nas zaskoczyć swoim wnętrzem.


 Porter Bałtycki w doborowym towarzystwie pszenicznego prosto z Browaru Spółdzielczego - piwo, które waży więcej ;-)


Ekipa twórców




                                                          A gdybym zgolił wąs...



                                               Królowa browaru jest tylko jedna
Agnieszka i Janusz - motor napędowy Browaru Spółdzielczego :-)
Kocham tych ludzi za ich pracę, pasję :-)  




    Po dobrym piwie z moją ekipą degustatorów udaliśmy się na włoską do Zapiexa ;-)



Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger