#DYF

#DYF

 
Przyznaję się bez bicia, cwaniak ze mnie. Czasem mam tak fajnie w pracy, że idę gdzieś, gdzie jest fun, dużo pozytywnej energii i darmowe jedzenie ;-)

A tak na serio to czekałam na tą imprezę cały rok - chodzi o #DYF Digital Youth Forum 2017 organizowany przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę. Chyba będę stałym bywalcem, bo już nie mogę się doczekać kolejnej ;-)


Podczas #DYF można posłuchać blogerów, vblogerów, autorów popularnych kanałów na YT m.in. duet podróżniczy, Treneiro Vlog, co to przełamuje swoje granice. Tylko zastanawiam się, gdzie ich to przesuwanie ciągle granicy zaprowadzi - wiem, zrzędzenie starszej pani ;-) okraszone spaczeniem zawodowym.... 



Marcin Joka - ten pan mnie oczarował, a jego robot PHOTON i to, że uwzględniali w swoich badaniach opinię najmłodszych złapało mnie za serce. Wróżę im sukces, jeśli chodzi o świadome podejście biznesowe. Jestem zachwycona, mam nadzieję, że będę miała jeszcze przyjemność.
 



 
Ci młodzi ludzie mnie wzruszyli - grupa licealistów z Łomży namieszało przypominając nam, co jest najważniejsze w życiu, że nie wolno być obojętnym na to, co dzieje się na świecie, ale również tuż obok nas, że trzeba reagować, nie zgadzać się na ludzką krzywdę.

 
Blondynka przed malunkiem ;-)

 
Remigiusz Wierzgoń, wzbudzający zachwyt żeńskiej publiki, niestety nie ma zdjęcia ze mną, za to ja z Igorem Faleckim mam ;-)
kochani jakie życie potrafi być przewrotne - jeden filmik na youtub.pl i los tego wtedy pięciolatka odmienia się los z dnia na dzień.


Spyder Hexapod - robot autorstwa licealistów do poszukiwań ludzi pod gruzami, bo nauczyciel w nich zaszczepił pasję. A tak na marginesie, dziewczynki są lepsze w programowaniu, dopóki przestają się bawić klockami lego ;-)
 

    Why Duck przy pracy ;-)




A to gdybyście czasem zwątpili ;-)

 
 

Chujnia z patatajnią do woli, czyli noc z blondynką

Chujnia z patatajnią do woli, czyli noc z blondynką

 

 
Noc Muzeów podejście trzecie. Po północy postanowiłam spróbować dostać się do Filtrów, ale ludzki wężyk mnie otrzeźwił, że dostać to ja się, co najwyżej mogę do domu.
jedna chujnia z patatajnią.
 
Noc zaczęliśmy od NOCNEGO MARKETU. Tyle o nim słyszałam, że wypadało się tam wreszcie pokazać, żeby moja reputacja na mieście nie podupadła. No i co ja mogę powiedzieć? Fajna idea, polecam niech każdy poczuje to miejsce na własnej skórze. Osobiście rzeknę, że jakoś nie umiem wmieszać się w miejski koloryt. Przespaceruję się, podpatrzę, zapuszczę żurawia do garnków i mam ochotę się ulotnić w bardziej klimatyczne, cichsze miejsce.







         0:1 dla blondynki




   Wola jest piękna. Stare zaniedbane kamienice przypominające kobiety po przejściach, ich życiowa mądrość odbija się w drobnych sieciach zmarszczce odpadającego tynku i obnażonych cegłach. Kontrastują z hybrydą surowych wieżowców ze szkła, metalu i betonu, niczym panienka w szpilkach o czerwonym podbiciu dumnie eksponująca swoje wdzięki - patrz, podziwiaj, ale nie waż się mnie dotknąć. Która cię bardziej uwiedzie?
 
To dla mnie ucieleśnienie warszawskiego Manhattanu.


nie mogłam się powstrzymać ;-)
sami rozumiecie....


Brodziak otwierał swoją galerię koło BioBazaru, ale nie chcieliśmy się wbijać ;-)
Przyznaję z ręką na sercu ma kilka dobrych fotografii ;-) Nie obraziłabym się jakby jedna z nich zawisła u mnie na ścianie. Warto śledzić jego poczynania. Blondynka prawdę wam powie...
Albo lepiej... Blondynka, jako wysublimowany znawca sztuki wyższej się zna i wie, co mówi...
 
właściwą opcję wybrać i skreślić ;-P



Tak żeśmy doszli do skwerku Popiełuszki. Zrobiliśmy research wśród knajpek i zdecydowaliśmy się na DO WOLI. Kiedy zasiedliśmy w ogródku miałam wrażenie, że niczym nie odstajemy od europejskich miast- poczułam klimat małej Italii czy nawet Transylwanii, którą niedawno odwiedziłam. Nie słychać zgiełku centrum. Rozmowy przeplatają się z trelem ptaków.
Doświadczam preludnium dobrostanu, jakie może zajść między dwójką ludzi. Jest dobrze. Pragnę chłonąć, spijać ją niczym piankę cappuccino, odurzać się jak bąbelkami od szampana. Chwilo trwaj. Tego mi było trzeba.
 
Nachodzi mnie refleksja, dlaczego z innymi mężczyznami tak nie mam? Odpowiedź jest tak banalna, że aż boli. My niczego przed sobą nie udajemy. Nie ma potrzeby strojenia się w piórka, przedstawiania lepszej wersji. Jesteśmy sobą i akceptujemy siebie. Czuję się bezpiecznie.
Nie ma spiny, nikt nikomu nie musi niczego udowadniać. Nie zapętlam się zachodząc w głowę, co on pomyśli, co on ma do cholery na myśli, mówiąc tak, chociaż wcześniej mówił coś innego. Mogę mówić i pytać wprost (jak to ułatwia życie).
Mogę się opić pianką piwa, beknąć, czy nawet pierdnąć (tak kobietom też się zdarza). Zaśmiać się z głębi siebie, swoim piskliwym głosikiem do woli wydawać niekontrolowane odgłosy, nie obawiając się, że mnie wyśmieje.
A to wszystko w połączeniu z intelektualnym uwiedzeniem.
 
I wtedy miejsce nie ma znaczenia, bo liczy się ta druga osoba i spędzony z nią czas. A ja odzyskuję rezonans i spokój ducha. Mogę iść dalej z uśmiechem.
 
Życzę wam, żebyście spotkali takiego człowieka na swojej drodze. Ja mam to szczęście i dziękuję mu, że jest, od lat.

 
A wracając Do Woli - na piwo polecam się wybrać. Pszeniczne delikatne z pianką na trzy i pół palca ;-) Ciemne przyjemne z lekko wyczuwalną kroplą goryczy.
 
Za namową miłego Pana kelnera zamówiliśmy półmiski przystawek, ale...
najlepszy z tego był humus i falafele z pitą, co jakoś nie uwodzi na pokuszenie.

Nie wyrobię sobie zdania po jednym daniu, bo to jak z randką lub książką. Nie należy oceniać po okładce lub pierwszym razie, bo możemy się pomylić i nie dostrzec czegoś czego na pierwszy rzut oka nie widać. Czasem warto iść na drugą randkę. Czasem wewnętrzy głos nam podpowiada. Trzeba wsłuchać się w siebie. A jak będzie źle zawsze można grzecznie podziękować i wcześniej wrócić do domu ze spokojem ducha, że spróbowało.
 
 A w menu mają kuszącą ośmiornice i burgery....
Może tam wrócę, kiedy najdzie mnie ochota na klimat europejski w środku miasta.


     Do Woli Bistro & Cafe
     Chłodna 2/18


Moje PS. do wszystkich
Życie jest za krótkie, żeby nie spróbować. - zawsze warto próbować, jeśli wierzymy, jeśli coś nam podpowiada, że warto o coś zawalczyć to zróbmy to nawet jak się boimy.
Nie jestem byle kim - nie zapominajmy o tym.
  
Idźcie i jedzcie, czyli Jadłoteka i praskie dzieje

Idźcie i jedzcie, czyli Jadłoteka i praskie dzieje


 


    Pewnie już wam nie raz mówiłam, że jedną z moich takich ulubionych dzielni warszawskich jest Praga. Jakbym miała osiąść w stolicy na stałe to tam. Za ten klimat, prawobrzeżność, za kontrasty, dreszczyk emocji... ;-) Lubię swoją pracę z wielu powodów. Jednym z nich jest fakt, że stwarza mi możliwość poznawania ciekawych ludzi, ale też ciągłego rozwoju. Dzięki udziale w projekcie Szkoła Liderów mam okazję, co miesiąc eksploatować Pragę. Od dłuższego czasu chodzi mi to po głowie, ale jak zawsze coś mi staje na drodze. Tym bardziej cieszę się, że jakoś znowu to mi kiełkuje w tej mojej główce. Ostatnie dwa dni spędziłam na Stalowej. W ogóle Praga wzbudza skrajne emocje. Jest jak kobieta o której mówi się na mieście. Moja babcia powtarzała, że póki o tobie coś mówią jeszcze jesteś coś warta. Praga może spać spokojnie. Z jednej strony staje się coraz modniejsza, inwestuje się kupę kasy, żeby ją odkurzyć przyciągnąć inwestorów, z drugiej nadal uchodzi za szemraną, niebezpieczną, gdzie lepiej po zmroku się nie szlajać.










 
Tak dobrze widzicie!!! Zrobiłam zdjęcie w toalecie. Nie mogłam się powstrzymać. Gościłam w Towarzystwie Przyjaciół Pragi. Jeśli szukacie przestrzeni na swoje działanie, a nie macie miejsca to oni za darmo ją udostępniają, więc warto. Jest klimacik taki od czapy ;-)

 
Zapytacie, co to?
 
 
Frisbee, a na dole słoń mojego autorstwa wydzierany z zamkniętymi oczami, więc nie lada sztukę opanowałam - proszę podziwiać ;-)
 
 
Szczęśliwy uczestnik warsztatów na tle przecudnej mapy Warszawy z czasów zaborów :-) Zabrałabym ją do domu :-)




    Praga ma swój klimacik, a dzięki zwiększającej się atencji ze strony warszawiaków powstaje wiele nowych miejsc.
Na górze macie zdjęcie z nowej lodziarni ILMIJO Wileńska 9 - przystępne ceny, bardzo miła obsługa, dostałam końcówkę lodów michałkowych. Nie jestem obiektywna, ponieważ nadal kocham bezgranicznie Krasnolóda, ale to nie znaczy, że nie mogę próbować innych ;-) i wam polecać.
Spacerując po Pradze nie można ominąć parku praskiego z główną atrakcją dla dużych i małych - zoo oraz waty cukrowej - słodkiego wspomnienia dzieciństwa. Obklejasz się cała, ale ile radości.

 
Jeśli chodzi o JADŁOTEKĘ to krążę koło niej od jakiegoś czasu. Tym razem się zaparłam i skierowałam swoje małe stópki w jej kierunku. Z racji poprawiającej się aury ludzie oblegają ogródek, więc nie mając za bardzo wyjścia udałam się do środeczka. Jest przestronne, jasne, minimalistyczne w swojej prostocie, co cieszy oko i pozwala skupić się na doznaniach smakowych. A jest nad czym. Pokusiłam się o lunch - kapuśniak był spoko. Może lekko zawodnisty, ale to moje czepialstwo. Za to drugie boskie pod każdym względem. Wycierałam sos do ostatniej kropeczki. Cenowo jest też spoczko, bo na kieszeń 18,00 zł - może jakby dorzucili do tego kompot to w ogóle ludzie by walili drzwiami i oknami.


 
Byłam bezczelna i podsłuchałam jak pani poleca własnej produkcji sok cukrowy zaproponowany do osłodzenia LEMONIADY. I moja bezczelność sięgnęła zenitu, ponieważ postanowiłam zrobić im mój sławetny test na lemoniadę. Soku mi już nie zaproponowano, a żałuję :-) Chociaż z drugiej strony przesłodzenie lemoniady też nie jest dobre. Moja rada dopracujcie recepturę lemoniady, bo jak na mój wysublimowany gust jest jednak zbyt mało esencjonalna. Smak lemoniady powinien odurzać zmysły. Powinnam chcieć ją wciągnąć na raz nosem ;-) Ale i tak jestem szczęśliwa, że do nich trafiłam i podpisuję się każdą łapką - idźcie i jedźcie :-)



 Jadłoteka Targowa 81
 
Po takim posiłku należy zadbać o ruch, co uczyniłam.
 
 
 
Praskie kontrasty
 
 

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger