Idźcie i jedzcie, czyli Jadłoteka i praskie dzieje


 


    Pewnie już wam nie raz mówiłam, że jedną z moich takich ulubionych dzielni warszawskich jest Praga. Jakbym miała osiąść w stolicy na stałe to tam. Za ten klimat, prawobrzeżność, za kontrasty, dreszczyk emocji... ;-) Lubię swoją pracę z wielu powodów. Jednym z nich jest fakt, że stwarza mi możliwość poznawania ciekawych ludzi, ale też ciągłego rozwoju. Dzięki udziale w projekcie Szkoła Liderów mam okazję, co miesiąc eksploatować Pragę. Od dłuższego czasu chodzi mi to po głowie, ale jak zawsze coś mi staje na drodze. Tym bardziej cieszę się, że jakoś znowu to mi kiełkuje w tej mojej główce. Ostatnie dwa dni spędziłam na Stalowej. W ogóle Praga wzbudza skrajne emocje. Jest jak kobieta o której mówi się na mieście. Moja babcia powtarzała, że póki o tobie coś mówią jeszcze jesteś coś warta. Praga może spać spokojnie. Z jednej strony staje się coraz modniejsza, inwestuje się kupę kasy, żeby ją odkurzyć przyciągnąć inwestorów, z drugiej nadal uchodzi za szemraną, niebezpieczną, gdzie lepiej po zmroku się nie szlajać.










 
Tak dobrze widzicie!!! Zrobiłam zdjęcie w toalecie. Nie mogłam się powstrzymać. Gościłam w Towarzystwie Przyjaciół Pragi. Jeśli szukacie przestrzeni na swoje działanie, a nie macie miejsca to oni za darmo ją udostępniają, więc warto. Jest klimacik taki od czapy ;-)

 
Zapytacie, co to?
 
 
Frisbee, a na dole słoń mojego autorstwa wydzierany z zamkniętymi oczami, więc nie lada sztukę opanowałam - proszę podziwiać ;-)
 
 
Szczęśliwy uczestnik warsztatów na tle przecudnej mapy Warszawy z czasów zaborów :-) Zabrałabym ją do domu :-)




    Praga ma swój klimacik, a dzięki zwiększającej się atencji ze strony warszawiaków powstaje wiele nowych miejsc.
Na górze macie zdjęcie z nowej lodziarni ILMIJO Wileńska 9 - przystępne ceny, bardzo miła obsługa, dostałam końcówkę lodów michałkowych. Nie jestem obiektywna, ponieważ nadal kocham bezgranicznie Krasnolóda, ale to nie znaczy, że nie mogę próbować innych ;-) i wam polecać.
Spacerując po Pradze nie można ominąć parku praskiego z główną atrakcją dla dużych i małych - zoo oraz waty cukrowej - słodkiego wspomnienia dzieciństwa. Obklejasz się cała, ale ile radości.

 
Jeśli chodzi o JADŁOTEKĘ to krążę koło niej od jakiegoś czasu. Tym razem się zaparłam i skierowałam swoje małe stópki w jej kierunku. Z racji poprawiającej się aury ludzie oblegają ogródek, więc nie mając za bardzo wyjścia udałam się do środeczka. Jest przestronne, jasne, minimalistyczne w swojej prostocie, co cieszy oko i pozwala skupić się na doznaniach smakowych. A jest nad czym. Pokusiłam się o lunch - kapuśniak był spoko. Może lekko zawodnisty, ale to moje czepialstwo. Za to drugie boskie pod każdym względem. Wycierałam sos do ostatniej kropeczki. Cenowo jest też spoczko, bo na kieszeń 18,00 zł - może jakby dorzucili do tego kompot to w ogóle ludzie by walili drzwiami i oknami.


 
Byłam bezczelna i podsłuchałam jak pani poleca własnej produkcji sok cukrowy zaproponowany do osłodzenia LEMONIADY. I moja bezczelność sięgnęła zenitu, ponieważ postanowiłam zrobić im mój sławetny test na lemoniadę. Soku mi już nie zaproponowano, a żałuję :-) Chociaż z drugiej strony przesłodzenie lemoniady też nie jest dobre. Moja rada dopracujcie recepturę lemoniady, bo jak na mój wysublimowany gust jest jednak zbyt mało esencjonalna. Smak lemoniady powinien odurzać zmysły. Powinnam chcieć ją wciągnąć na raz nosem ;-) Ale i tak jestem szczęśliwa, że do nich trafiłam i podpisuję się każdą łapką - idźcie i jedźcie :-)



 Jadłoteka Targowa 81
 
Po takim posiłku należy zadbać o ruch, co uczyniłam.
 
 
 
Praskie kontrasty
 
 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger