Warsaw by Art/Gallery Weekend and Kuba Janyst

Plan B. Akcja: podryw na artystę - wyglądasz jak taaa tańcząca z wilkami... magnetycznie. - lekkie przechylenie głowy na bok i uniesiona brew sugeruje, że jest zmieszana, ale nie takie teksty już słyszała. Zbywa go serdecznym uśmiechem przytakując z lekką nutą irytacji - w czym mogę pomóc? <zamawiaj i spadaj>. Obserwujemy to z rozbawieniem. <Możesz mówić wszystko bylebyś wybrał i zapłacił, najlepiej gotówką>. Jaki  podryw takie piwo - my dostajemy pyszne Wilki, a tu padło na najdroższe i mocne jak siekiera. 
Niczym niezrażony artysta podąża dalej na łowy. 


Stolica została opanowana przez sztukę - od piątku można było przemierzać miasto z perspektywy galerii, co uczyniliśmy. Dwie konkurencyjne imprezy Warsaw by Art kontra Warsaw Gallery Weekend napawają radością i nastrajają do włóczenia się mimo deszczowej aury. Zaczęliśmy swoją przygodę w Aptece Sztuki, rzut beretem od Zbawiciela i Planu B. Sporo ludzi, dzieła imponujących rozmiarów, większość zamaszystych abstrakcji. Moją uwagę przykuł Jezus. Minusem niemiłosiernym i nie do zniesienia była temperatura, która skłaniała do szybkiej przebieżki po galerii i nawianiu, gdzie pieprz rośnie, a raczej gdzie piwo podają dla ochłody. 

Kowalska perfidnie spóźniona opowiedziała nam o przyczynie swojej niepunktualności tak przekonująco, że nie mieliśmy wyboru, trzeba było to zobaczyć na żywo. 
Dom Słowa Polskiego - największy zakład poligraficzny PRL 
 gościnnie stał się przestrzenią dla dzieł w ramach wystawy ZA SIEDMIOMA/ BEYOND THE SEVEN. 

Oniemiałam!!! Kowalska miała słuszność zatracenia w czasie i przestrzeni. Praca Stanza to jak wizualizacja Piątego elementu w połączeniu z Ghost in the Shell - instalacja przestrzenna sieciowa - przedstawiająca miniaturę miasta. Projekt wykorzystuje sieć monitoringu otoczenia dające rzeczywisty obraz z czujników Londynu oraz Warszawy rejestrujących temperaturę, dźwięk, hałas, światło, wibracje, sygnał GPS.  Futurystyczne, Orwellowskie, przykuwające. 



   To, co mnie wprawiło w osłupienie to NIEODWRACALNE Norimichi Hirakawy sekwencja obrazów generowanych przez program komputerowy, który na podstawie bieżącego statutu oblicza następny krok, kasując jednocześnie stadia poprzednie. Każdy piksel powraca do absolutnego początku - niewiadomego momentu kreacji wszechświata tzw. Wielkiego Wybuchu, z tą różnicą, że my widzimy jej odwrócony mechanizm. Oprawą do obrazu stanowi dźwięk wybijany przez metronom mający oznaczać początek, a my doświadczamy styku tych dwóch procesów - początku i końca, co jest hipnotyzujące, wbijające w podłogę. Stoisz i tylko wowasz (czytaj WOW!!! WOWO), bo nagle takiej gadule jak ja zabrakło słów, żeby opisać to co doświadcza.

Zresztą zobaczcie sami, a najlepiej to idźcie tego doświadczać na własnej skórze :-D



  zdjęcia są sztos ;-)




Nasze zainteresowanie innymi ekspozycjami obrazuje Kowalska ;-)  



Wracając do naszego artysty nieustępliwie poczynił śmiałe kroki pod kolumnadą, lecz nie okazała się arkadią dla niego. Podjął rękawicę, jak równy z równym, na ringu kolejnej wystawy, lecz znokautowany przez kuratorkę z nosem na kwintę udał się szukać strawy. Westchnął uradowany na widok Bajki, bo ile można jeść te liście modne. Artysta samą sztuką nie żyje, jadać też coś musi. Jak przystało na prawdziwego mężczyznę MIĘSO pałaszował z namaszczeniem perorując w najlepsze o sztuce, życiu i kobietach, bo na tym zna się najlepiej. 

Przyznaję się poszłam ślepo do Bajki, bo to pierwszy kebs w mieście i do tego MÓJ PIERWSZY, a do nich jakoś człowiek z sentymentem podchodzi, zwłaszcza, że wspomnienia mam miłe. Dałam się namówić na falafela okraszonego potem piwem, które doprowadziło nas do zguby, więc może spuszczę zasłonę milczenia na lokal obok Lemona, który tak nas pięknie urządził. 
  
Artysta zniesie wiele, żywot jego naznaczony znojami i mękami, pracy w pocie czoła się nie boi, wprawiony w bojach nie ustępuje, noc wszak jeszcze młoda. W chwili zapomnienia omal nie spadł na niego pierwszy liść jesienny... gdy zobaczył ją... 


.... lecz go kompan w porę uratował... taka to twarda sztuka ;-) 


Sztuka miewa różne oblicza. 
Bywam trudnym odbiorcą zwłaszcza sztuki współczesnej, która pozwala na dowolność interpretacji. 
Autor wizje ma swoje, a ja swoje. Możemy dywagować wspinając się na wyżyny naszych intelektualnych możliwości, nawet jeśli chodzi o kolor ścian i pewnie można by o tym pisać poematy, lecz któż by chciał je czytać?  

Licznie przybywający goście do nowej galerii "Wejście przez sklep z platerami" po przekroczeniu jej progu popadali w konsternację za sprawą Kuby Janysta. Widz przyzwyczajony do bijącej z jego obrazów kontrastowości, ostrej wyrazistości, zamaszystości smagnięć farbą jakie widzimy choćby w Raining Blood, nagle zderza się z poukładaną linią oraz stonowaną kolorystyką przywodzącą na myśl ogrody zen. Cykl obrazów Whitening stanowi kwintesencję przemyślanego zamiaru artysty odchodzącego od krzykliwych form idąc w kierunku minimalizmu, który w swej prostocie może przekazać więcej niżby mogło się wydawać. 


udręczony artysta Kuba Janyst z Agnieszką Jachym - kuratorem wystawy. 



Wernisażowi towarzyszył performance muzyczny w wykonaniu Karoliny Ossowskiej oraz Jeffa Gburka. Z ręką na sercu nie moje klimaty. 







ul. Ogrodowa 7 

http://janyst.art.pl/


Dom Słowa Polskiego Miedziana 11 


1 komentarz:

Unknown pisze...

Widzę, że się działo :)

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger