Sex, art and rock


Sylwester Stabryła

Galeria Xanadu prezentuje prace Składu Doczepianego, który skupia wokół siebie artystów reprezentujących tak skrajnie odmienne style, że aż trudno uwierzyć, że nie mają wobec siebie popędów antagonistycznych. Z drugiej strony stanowią nietuzinkowy przykład wspólnoty tak rzadko spotykanej wśród artystów. Jak wiadomo, artysta to specyficzny gatunek ludzki, z jednej strony pociągający, z drugiej trudny w pożyciu. A jednak Skład Doczepiony jest niczym kolektyw ludzi, których połączyła pasja, praca i życie - uczą się od siebie, cieszą sukcesami, wspierają w niedoli artystycznej, dzielą pracownie. Sanocka ziemia nasiąknięta mrocznymi mocami wydaje coraz płodniejsze plony. Podkarpacie staje się zagłębiem artystycznym o czym można się przekonać odwiedzając Xanadu. 


Joanna Szostak 

Rozpoznawalność prac, nawet przez takiego odbiorcę jak ja, jest miarą sukcesu artysty. A obrazy Szostak przyciągają. Niby taka chaotyczna zbieranina plam, ale każdy zaciek współgra tworząc imponującą całość, która nie pozwala odejść. 




   Jak już zaczną to końca nie widać, mogliby tak godzinami ;-) 


    Marek Haba
 W jego pracach jest mrok przeszywający do szpiku kości, jak świdrujący wzrok mężczyzny przed którym czujesz się naga, a on zna wszystkie twoje najmroczniejsze myśli. 


Mateusz Beżnic 


   Pochłonięci dyskusjami panowie w otoczeniu, nadających surowych ram wystawie, fotografii Anny Białowąs oraz obrazów Daniela Białowąsa.  


Kuba Strzelecki 
Obrazy Strzeleckiego są jak nurkowanie do mrocznej części ludzkiej psychiki. 




Arkadiusz Andrejkow 

Z ręką na sercu przyznaję się bez bicia miałam przed oczami kadry najmroczniejszych horrorów, gdzie bohater natrafia w tajemnym pokoju ze skrzypiącymi deskami i drzwiami album z rodzinnymi zdjęciami, a demony wymazały im twarze, a tym samym tożsamość. 


Spojrzenie na ciało tak odmienne lecz intrygujące, okiem Dariusza Jędrasiewicza.  



   Tomek Mistak
   Poznając wcześniejsze prace Tomka można zauważyć konsekwencję zarówno w technice, jak i tematyce, a dzięki dwóm wystawom w stolicy można podziwiać tak pozornie odmienne spojrzenie artysty. 



   Z moim ulubionym obrazem ;-)
W galerii jest bardzo złe światło, dlatego przy zdjęciach trzeba się trochę namęczyć, żeby uzyskać dobry efekt i oddać to, co widać w rzeczywistości. Najlepiej wybrać się i podziwiać na żywo.
Tylko ostrzegam, nie wiem, dlaczego, pierwszy raz spotykam się z czymś takim, ale żaden obraz nie jest podpisany, więc można się pogubić w tym kogo jest, co. Jak dla mnie nie do pomyślenia. Zaopatrzcie się w katalog - ściągawkę :-D


A teraz odwieczne pytanie nurtujące nie tylko mnie. Dlaczego ludzie chodzą na wernisaże? Jak dłużej pobywacie zauważycie stałych bywalców. W swej naiwności chciałoby się wierzyć, że dla celów wyższych - przecież obcowanie ze sztuką uduchowia, a jak. Człowiek wznosi się na wyżyny swych intelektualnych możliwości rozprawiając o sztuce, łechce swoje i cudze ego. Niezaprzeczalną wartością dodatnią są ludzie, bo przecież o nich tutaj w znacznej mierze chodzi. Można obcować z osobami, które żyją sztuką, walczą o swoją pozycję, starają się utrzymać na zdradliwych wodach, co w polskich realiach nie jest proste. Ale znajdą się też tacy, co to przychodzą dla własnej przyjemności - darmowego alkoholu oraz jedzenia. W Kuratorium na łopatki rozwalił mnie pan wypychający sobie kieszenie przekąskami, który po chwili zapragnął zdjęcia na tle jednego obrazu, ponieważ topił się w tym jeziorze. No cóż można i tak. 



Zanim się obejrzeliśmy przyszedł czas na pożegnanie i zmianę lokalu. Najpierw szybka szamka po drodze, a potem mrok i piękni panowie spowici w czerń od stóp do głów zarzucających włosem niczym Roszpunka - to jawny przejaw zazdrości z mojej strony na widok pięknie kręconych włosów u mężczyzn. Podziwiając zapierający widok High Way rozmarzyłyśmy się z Kowalską o podróży po Stanach... Już tam byłyśmy, gdy nagle naszą uwagę przykuło poruszenie męskiej części, przeważającej ku mojej radości, w lokalu. Źródłem męskiego osłupienia, niestety tym razem nie byłyśmy my, ale dwie panie, które w rytm mocnego brzmienia pozbywały się odzienia, ku mojemu rozbawieniu. Gdzie, jak gdzie, ale to był ostatni lokal w którym spodziewałam się striptizu. Piękne i młode tancerki zaszczyciły nas widokiem hokus-pokus oraz gibkością ciał. 
Dobry taniec erotyczny powinien rozgrzać nawet żeńską część publiczności niczym Elisabeth Berkley z Showgirls ;-) Panowie byli szczęśliwi do końca wieczora i pewnie jeszcze długo będą wspominać ten piątkowy wieczór pełen wrażeń. 

Po czymś takim nawet wyznania o kolejnych strategiach podrywu na artystę bledną w oparach męskiego podniecenia. Bezcenne doświadczenie rozmawiać z mężczyznami o striptizie. Jak ich tu nie uwielbiać ;-) 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger