podglądając Janysta


Anglicy powiadają, że na wszystkie bolączki życiowe najlepsza jest herbata, coś w tym jest. Ta, którą piłam w niedzielę nie tylko mnie rozgrzała po przejściu połowy miasta, ale stanowiła też zaczyn do rozmowy. Aromat muffiny jagodowej z miodem wypełnił małą, ale przytulną powierzchnię Pragalerii. W stolicy co rusz powstaje jakaś galeria, ale co sprawia, że do niektórych mamy ochotę wracać, nawet jeśli ze sztuką mamy tyle wspólnego, co nosorożec z baletem. Kluczem wydają się ludzie tworzący miejsce, ale też ci którzy w jakiś sposób wiążą się z nim. 
Krajewski jest niczym herbata, która rozchodzi się po ciele, jak ciepło pitego naparu, rozkosznie otula ciepłem artystów i sztukę. Miodzio, taki kurator. 


Szczęśliwa ja na tle muralu autorstwa Kuby Janysta. 

Lubię odkrywać miasto przez pryzmat jego stygmatów. Jednym z moich ulubionych są murale. Po raz pierwszy miałam okazję podglądać artystę przy pracy poznając tajniki tworzenia. Po raz pierwszy mogłam zobaczyć jak mural wdziera się do miejsca, nadając mu innego wymiaru. Stając się przedłużeniem miasta. 

To kolejne zderzenie Janysta z muralem, ale po raz pierwszy koncept jest autorski, na wskroś jego. Jednocześnie stanowi zapowiedź obecnych zainteresowań artysty, które są odejściem od złożonej formy, ku prostocie przekazu. Przyglądając się powstającej pracy można zobaczyć wiele lub nic. Ludzie boją się interpretować sztukę, bo nikt już tego nie uczy. Nie chcemy wyjść na nieobytych Januszy. Kiedy stoisz przed obrazem lub muralem zamknij oczy, spróbuj się wyciszyć. Kiedy spojrzysz znowu staraj się zapamiętać emocje. Z dziełami jest jak z ludźmi, jeśli nas zatrzymują przy sobie, zostaną dłużej, nie pozwolą o sobie zapomnieć, znaczy się, że artysta dobrze wykonał swoją robotę. Mural Janysta jest dla mnie próbą uchwycenia istoty miejskiego chaosu. Wychodzi od idei szumów, zakłóceń. Próbuje okiełznać rzeczywistość, zamknąć ją równocześnie próbując otworzyć, bo miasto choć ma ramy jest żywą tkanką, rozrastającą się, żyjącą swoim życiem. Możesz próbować  nadać jej umowne ramy, przepuszczać przez filtry własnej interpretacji otaczającą rzeczywistość, ale ono nieustannie będzie się wymykać. Myślę, że w tym tkwi piękno i istota fascynacji miastem. 




efekt końcowy można podziwiać już w czwartek przy okazji 15 aukcji Sztuki Młodej - poniżej znajdziecie kilka obrazów, które zatrzymały mnie na chwilę przy sobie. 


Artysta do nas macha, a poniżej szczęśliwe dzieci sztuki
Janyst, Kowalska and me. 



   Łukasz Jankiewicz w poszukiwaniu koloru, 2017



artystyczna anegdotka, żeby dodać smaczku ;-)
sączę w najlepsze herbatkę. staję przed zebrami i z radością oznajmiam, że przecież to Mroczka.
I w tym momencie w drzwiach pojawia się on sam, a my witamy go salwą serdecznego śmiechu, bo ma chłopak wyczucie czasu jak nikt. 

 Michał Mroczka zebranie polskie, 2017 


  Mirrela Stern, droga do miasta czasu, 2017 
  coś jest w tych lalkach. Zabijcie mnie, ale moje pierwsze skojarzenie to Dixit - tak pięknie by pasowały :-D


Magdalena Rytek - Skorek, ojciec z synem, 2017


Katarzyna Kuciel, wschód, 2017


Olga Pelipas, carnival, 2017


                       Ewelina Kołakowska, bodytemple, 2017 
                       za mroczność i połączenie technik 


Bartosz Pszon, bez tytułu, 2017



Mural skończony, więc można było udać się do Składu butelek i prowadzić dysputy artystyczne do rana, nie polecam w niedzielę, bo może artyści mają wolne poniedziałki, ale takie szaraczki jak ja, jednak muszą wcześnie wstać ;-) 
Ale dla tego chłopaka, co to nam grał przez ponad godzinę warto było. 


Dodam od siebie na zakończenie, że w najbliższy czwartek, jeśli macie chwilę zajrzyjcie do Pragalerii na 15 aukcję Sztuki Młodej oraz do galerii Wejście przez sklep z platerami na wernisaż Michała Mroczki.  

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger